poniedziałek, 31 grudnia 2012

Ludzie listy piszą... Tragiczne losy rodziny Sterling z Gardei



     Od czasu kiedy założyłem swojego bloga o historii Kwidzyna (dawniej Marienwerder), zaczęły do mnie napływać prywatne wiadomości. Nie licząc listów od swoich wcześniejszych znajomych napisało do mnie kilkanaście osób i kilka instytucji z   Polski oraz Europy. Kilka osób mnie nawet odwiedziło, ale o tym innym razem. Większość była pod wrażeniem mojej strony i mojego zamiłowania do kolekcjonowania starych pamiątek oraz odkrywania historii Naszego pięknego miasta, którym jest Kwidzyn. W listach tych zazwyczaj proszono mnie o pomoc w ustaleniu jakichkolwiek informacji o krewnych mieszkających w Marienwerder i okolicy. Z miłą chęcią to czyniłem i czynię nadal. Wydaję mi się, że w pewnym stopniu pomogłem lub mogę jeszcze pomóc w niektórych przypadkach. W zamian otrzymuję informacje na temat rodzin oraz prywatne zdjęcia rodzinne. Sprawia mi to wiele radości gdyż odkrywanie nieznanych jeszcze nikomu faktów jest dla mnie osobiście wielkim natchnieniem do dalszych działań …
     
    Jednym z wielu listów, które otrzymałem jest list od Pana Piotra Rogowskiego z Krakowa. Napisał mi w nim o niezwykłej, a zarazem bardzo wzruszającej historii swojej Mamy i jej najbliższych. Za zgodą Pana Piotra mogę go Wam przedstawić na swoim blogu.  



    (...) Mój dziadek Paul Sterling urodził się 2.3.1914 r w Gross Ludwigsdorf (obecnie Elbląg). W październiku 1936 roku poślubił w Garnsee moją Babcię: Helene Golembiewski ur. 31.3.1917 roku w Niederzehren (obecnie Czarne Dolne). 21.3.1937 roku urodził im się syn Horst, a 31.3.1939 córka Ruth (moja mama)


Rodzina Sterling

Helene (babcia), Ruth (mama), Horst (wujek), 
Paul (dziadek)

                     źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego


    Mieszkali w Garnsee przy ul.Wolności 1 (Inzelstrasse 1). Ulica ta do dziś ma nazwę Wolności. Mieszkali w pierwszym domu z brzegu, tuż obok kościoła. Widać to na zdjęciach zrobionych w 1990 roku, gdy mama pojechała odszukać grób swej mamy. Mój dziadek miał przyrodnią siostrę: Ursula Poszler z domu Janke ur.14.09.1927 roku w Gross Falkenau. Mieszkała w Wedel (okolice Hamburga) Zmarła po roku 1990. Dziadek Paul miał rodzonego brata Emanuela, który przeżył wojnę, ale zmarł nim mama odnalazła brata. 



Ursula  Poszler
siostra Paula (dziadka)

źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



Fotografia ślubna
1 - prababcia
2 - babcia Helene

                     źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



Fotografia ślubna
Nr 1 - babcia Helene

                     źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



Babcia, mama i wujek

                    źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



Babcia, mama i wujek

                     źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



Ciocia mamy - Hedwig z 
mamą wujkiem i babcią

                      źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



Garnsee  1942 rok

                     źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



     Nadeszła wojna i Paul Sterling został powołany do Wehrmachtu. Mamy zawiadomienie o jego śmierci napisane przez jego dowódcę (porucznik, szef kompani) w dniu 21.9.1942 roku w którym informuje on:  "podoficer Paul Sterling przy ciężkich walkach obronnych na płn.-zach. od Woroneża, wierny swemu sztandarowi w wypełnianiu żołnierskiego obowiązku, poniósł śmierć bohaterską w dniu 12.8.1942 roku". 
    Dalej informują: "został pochowany na cmentarzu bohaterów pułku przy płn.-wsch. drodze wyjściowej miejscowości Federowka w osobnym grobie". Mam też zaświadczenie wydane przez: Niemiecki Urząd d/s zawiadamiania najbliższej rodziny o poległym byłych niemieckich sił zbrojnych. Informują oni, że Paul Sterling służył jako podoficer w 9./Inf.Rgt.694 = Feldpost-Nr 03 727 i poległ 12.8.1942 pod Spasskoje. 
    (Ta jednostka to 9 pułk piechoty, regiment grenadierów. O ile strony internetowe nie kłamią to na podstawie Feldpost 03727 wynika, że to była 7 kompania.)
   Dalej w tym zaświadczeniu podają, że zgon poświadczono urzędowo 2.12.1942 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Garnsee pod numerem 28/1942 Księgi Zgonów. Zawiadomienie o śmierci Paula  nie dotarło do Helene. Otrzymała je siostra Paula, czyli Ursula i zachowała to w tajemnicy. Do końca życia Helene nie wiedziała o tym i do swej śmierci czekała na powrót męża. 



Dziadek Paul

                               źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego




                              źródło: zdjęcie rodzinne Pana Pio tra Rogowskiego



Dziadek podczas pobytu w szpitalu

                                         źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



     Kiedyś czytałem, że sowieci weszli do Garnsee w styczniu 1945 i dlatego tak datowałem śmierć swej babci Helene. Okazuje się z dokumentów, że zmarła pod koniec marca 1945. Być może właśnie wtedy sowieci złupili Garnsee? A może przez to miasteczko przechodziło kilka fal żołnierzy? Co się działo w marcu 1945 w Garnsee? 

     Moja mama miała wtedy już 6 lat i sporo pamięta. Pamięta, że nieco wcześniej uciekali z mamą i bratem na północ. Była ewakuacja bo szły tłumy ludzi. Ich podwiózł ktoś furmanką do Starogardu Gdańskiego. Mama pamięta, że się bała bo co chwilę były wybuchy. Być może bombardowano kolumny uciekinierów a może to strzelała kawaleria. Ja myślę że może próbowali zdążyć na ewakuację słynnym Gustloffem (zatopiony 30 stycznia 1945 roku). 
   Nagle w Starogardzie Gdańskim moja babcia zdecydowała że wracają do Garnsee. Nie wiem dlaczego. Może droga ewakuacji była odcięta, może uznała że nie zdążą? A może liczyła że wróci Paul i postanowiła na niego czekać w domu.
   Wrócili do Garnsee pieszo(!) Kilkadziesiąt kilometrów w zimie, pod ostrzałem, z dwójką małych dzieci. Zamieszkali wtedy u Pana Krugera. Też nie wiem dlaczego. Być może ich dom zniszczono, ograbiono a może ktoś go zajął? Pan Kruger ich przygarnął i dał im do dyspozycji pokój. W jakiś czas potem weszli sowieci. Mama pamięta że mieli karabiny na sznurkach. Było ich około 20-stu. Zgwałcili moją babcię zbiorowo. W nocy mama spała z nią a Horst w osobnym łóżku. Mama pamięta, że Babcia miała poplamione krwią ubranie, krew była na podłodze. Babcia mocno się pociła, zapewne w gorączce. Tej nocy gospodyni obudziła mamę i kazała jej iść do łóżka Horsta mówiąc, że jej mama umarła. Nad ranem, jeszcze przed świtem, przyszli dwaj chłopi i wykopali płytki grób tuż przy ścianie na tyłach budynku gospodarczego. Za domem jest budynek, który pewnie był stajnią i to pod jego murem pochowano Helene.
     Przy tym pogrzebie obecny był gospodarz Kruger, dwaj chłopi, którzy wykopali dół, mama i Horst. Dzieci zostały sierotami, ale chyba nadal mieszkały u Pana Krugera. Pewnego dnia poszły po mleko. Wtedy to ktoś kogo mama się bała i uważała za rzeźnika, zawołał po coś Horsta. Mama została na zewnątrz i czekała. Upływały godziny a Horsta nie było. Wreszcie poszła przed siebie i chyba zabłądziła. Została sama. W jakiś czas potem trafiła do jakiejś kobiety do której przychodzili często mężczyźni. Tam oprócz mamy było jeszcze 3-4 innych dzieci.
    Któregoś dnia był u tej kobiety jakiś wojskowy. Byli mocno pijani. Mama pamięta że miał szerokie wojskowe spodnie, ciemny mundur, czapkę z daszkiem i pistolet w kaburze przy pasie. Mama rozumiała co mówi a on powiedział tej kobiecie, że zastrzeli jedno dziecko i wskazał na mamę. Usłyszała jak odbezpiecza broń. Kobieta mu przeszkodziła a mama uciekła. Schowała się na wielkim polu kapusty. Do dziś się zastanawiamy kto to mógł być. Policjant? Niemiec? Rosjanin?
     Mama myśli, że Niemiec bo tak kojarzy ten mundur i dlatego też, że rozumiała jego mowę, ale mi się wydaje to mało prawdopodobne bo to musiało być już tuż przed samym końcem wojny. Potem mama trafiła do domu starców, gdzie byli i Niemcy i Polacy. Była tam służącą, podającą baseny itp. Przeniesiono ją wreszcie do Kwidzyna  do sierocińca. Mieściło się ono w zamku z katedrą i wielkimi łukami. Prowadziło go wtedy Zgromadzenie Sióstr Benedyktynek Misjonarek. Mama pamięta że siostry co tydzień biły wszystkie dzieci, które musiały w tym celu stać w kolejce, a mamy nigdy nie bito. Dlaczego nie wiadomo. Mam zaświadczenie od sióstr, że w ich rejestrze z roku 1947 pod nr 40 figuruje "Szterling Ruta" a w spisie z 1949/1950 już jej tam nie ma. Nie ma też żadnych dokumentów jak opuściła sierociniec, adopcja itp. W jakiś czas potem adoptowała ją Irena Porajska, która była bezdzietną wdową (jej męża zabili "banderowcy" a ją samą postrzelili i w wyniku tego poroniła) Irena Porajska (będę ją nazywał Babcią) postarała się o fałszywą metrykę, by udawać że Mama jest jej rodzoną córką. Chodziło zapewne o to by mamie nie dokuczano że adoptowana, że sierota lub znajda. Jest to kolejna, długa historia może którą opowiem innym razem. 
   

Ruth Sterling - Elżbieta Porajska 
(obecnie Rogowska)

                                     źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



                                    źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



Mama z polską babcią - 
Ireną Porajską

                                     źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego




     Mama pamiętała, że miała brata i chciała go za wszelką cenę odszukać i w ogóle ustalić kim jest i skąd pochodzi. Około 1988 roku napisała list do Romana Hrabara, który zajmował się odszukiwaniem (głównie polskich) dzieci zaginionych na wojnie. Po jakimś czasie udało się wreszcie nakłonić Babcię by opowiedziała jak było z tą adopcją i ustalić, że Elżbieta Rogowska przed adopcją nazywała się Ruth Sterling. Pan Hrabar ustalił że Ruth jest poszukiwana przez Niemiecki Czerwony Krzyż i że w Niemczech żyje rodzina Mamy (siostra jej ojca Ursel w Hamburgu oraz brat w Olsbrucken)
    W 1990 roku doszło do spotkania mojej Mamy z bratem. Przyjechał do Krakowa gdzie mieszkamy wraz z siostrą ojca Mamy. To spotkanie po 45 latach stało się głośne w tamtym czasie. Ukazał się reportaż w tv w programie "Zawsze po 21-ej" (do dziś mam to na kasecie video), była audycja radiowa, pisały o tym gazety (mam je do dziś)
     Mama w z bratem pojechali do Gardei (Garnsee) bo Mama pamiętała, gdzie pod osłoną nocy (skrycie) pochowano jej Mamę. Odnaleźli to miejsce. Jest to na podwórku gospodarza o nazwisku Kruger lub Kriger. Mamy zdjęcia z tej wyprawy, z tego miejsca. Na miejscu grobu znajduje się dziś gnojówka po której spacerują kury. Na filmie o którym wspomniałem i na zdjęciach można zobaczyć Mamę zapalającą znicz za Matkę na brzegu gnojówki.



Mama Elżbieta (Ruth) z bratem Horstem
tuż nad "pochówkiem" babci Helene Sterling
1990 rok

                      źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



                                źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego




                      źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



Mama, wujek i ciocia Ursula Poszler
(siostra dziadka Paula)

                                źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



Na poniższym zdjęciu znajdują się:
Tato Piotra Zbigniew (zmarł w tym roku), mama Elżbieta (Ruth), dziennikarka TV (w żółtym), ciocia Ursula i wujek Horst






                                źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego




Podwórze , dom i zabudowania gospodarcze
przy których została pochowana Helene Sterling


                                źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego




Zdjęcie całego domu od strony drogi

                       źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego




       Ciekawostką jest że brat mamy Horst był w Polsce aż do 1957 roku. Co się z nim działo w czasie wojny po śmierci Helene i potem w Polsce nie chciał mówić. Musiały to być bardzo przykre doświadczenia. Powiedział tylko, że wysłano go jako robotnika do budowy Nowej Huty. W 1957 roku odnalazła go tu Ursula (siostra Paula Sterlinga) za pośrednictwem Niemieckiego Czerwonego Krzyża. 




Wujek Horst Sterling

                                    źródło: zdjęcie rodzinne Pana Piotra Rogowskiego



       Dodam jeszcze że gdy w 1990 roku mama i Horst byli w Gardei to kobieta mieszkająca w domu Pana Krugera wskazała drzewko na terenie posesji pod którym zostały zakopane w tamtym czasie dwie osoby. Wiem, że byli to Niemcy. 


   (...) Pytał mnie Pan czy chciałbym przenieść kości Helene Golembiewski na cmentarz? Chciałbym i to bardzo, ale wiem że mnie to przerasta. Nie stać mnie na to po prostu. Dziwię się mojej mamie i jej bratu, że nie zajęli się tym w 1990 roku. Nie rozumiem dlaczego uznali, że ma tam pozostać. Mama mówi "a po co zakłócać spokój zmarłej", "tam już pewnie nic z niej nie zostało" itp. A ja uważam że trzeba to zrobić, ale zwyczajnie brak mi pieniędzy by to przeprowadzić (...)



     Po przeczytaniu tej historii niezwykle się wzruszyłem. Sam mam dwójkę małych dzieci w wieku 7 i 1,5 roku. Przez chwile sobie pomyślałem, o Boże co to by było gdyby moje dwa małe skarby spotkał taki los? Faktem jest przecież, że to Niemcy (III Rzesza nazistowska) zaczęli II Wojnę Światową i popełniali tak samo wiele zbrodni. Nawet użyję słów znanego niemieckiego publicysty pochodzenia żydowskiego Ralpha Giordano: Bez zbrodni popełnionych przez Niemców, nie byłoby zbrodni popełnionych na Niemcach, ale chyba każdy kto ma sumienie nie przejdzie obojętnie obok takiej tragedii. Tym bardziej, że chodzi tu głównie o   dzieci, które nie miały na nic wpływu.

   Garnsee (Gardeja) niewielkie miasteczko przygraniczne (do września 1939 roku), zostało zajęte przez sowietów 26.01.1945 roku. Jeszcze przez wiele miesięcy wojska sowieckie przewijały się przez Gardeję, która znajdowała się w połowie drogi między Grudziądzem (Graudenz) a Kwidzynem (Marienwerder).  Przewożono przez nią rannych żołnierzy z Grudziądza gdzie toczyły się ciężkie walki do Kwidzyna, w którym czerwonoarmiści utworzyli w opustoszałym mieście sieć szpitali wojskowych. Na terenie powiatu kwidzyńskiego Armia Czerwona przebywała do jesieni 1946 roku. W wyniku  walk  o miasto Garnsee zniszczeniu w ok. 80 % uległa zabudowa  mieszkaniowo-usługowa, której nigdy nie odbudowano. Skutkiem takiego stanu rzeczy było zawieszenie praw miejskich.


Garnsee
Widok na Markt (Rynek)
przed 1945 rokiem

                      źródło: zbiory prywatne


Garnsee
widok na drogę wlotową od strony 
Marienwerder

                     źródło: zbiory prywatne


Garnsee
widok na zabudowania i 
jedno ze skrzyżowań dróg
przed 1945 rokiem

                     źródło: "Bildband  Stadt und Kreis Marienwerder"
                                             zbiory prywatne


Podobne ujęcie jak wyżej tylko
już po zajęciu miasta przez sowietów w 1945 r.
Fragment ocalałej zabudowy, w tle po 
lewej widać dwa zgliszcza domów

                     źródło: www.rgakfd.ru



      Bazując na informacjach od Pana Piotra postanowiłem odnaleźć dom przy którym została pochowana Pani Helene Sterling.  Nazwisko Krüger  w Garnsee było dosyć popularne. Kilka rodzin posługiwało się tym nazwiskiem, nie które były ze sobą spokrewnione. Na poniższym planie Garnsee są podpisane dwa domy nazwiskiem Krüger, ale niestety umiejscowienie nie pasuje do fotografii od Pana Piotra. 


Plan Garnsee

                               źródło: "Kleine Weichsel Zeitung"
                                                           zbiory prywatne


 Nie pozostało mi nic innego jak znaleźć charakterystyczne punkty  na zdjęciach i wyruszyć w teren.    Po niespełna półgodzinnych poszukiwaniach na obrzeżach Gardei (dawniej Garnseedorf) ukazał się moim oczom dom. Był w pół otynkowany, ale to ten sam dom ze zdjęcia. Budynki gospodarcze zostały jakiś czas temu rozebrane i obecnie te miejsce jest porośnięte krzakami. Co widać poniżej...



                     źródło: zbiory prywatne



                     źródło: zbiory prywatne



     Pięknym zakończeniem tej niesamowitej historii rodzinnej byłoby przeprowadzenie ekshumacji i ponownego pochówku, ale już na cmentarzu. Nie ukrywam, iż pewne kroki w tym kierunki zostały przeze mnie poczynione, ale nie piszę o tym teraz aby nie zapeszać. Byłby to symboliczny gest skierowany do wszystkich ludzi zamieszkujących te ziemie przed 1945 rokiem, których dotknęła podobna tragedia.

     Sowieci wzięli krwawy odwet na ludności cywilnej na zajętych terenach Rzeszy, między innymi w Prusach. Przykładem może być wieś Nemmersdorf, która stała się symbolem takich wydarzeń. Podobnych historii zapewne było dużo więcej. Sam zetknąłem się jeszcze z innymi, ale nigdy z taką samą jak ta powyższa. Nie dawno ukazał się film produkcji polskiej pt. Róża z doborową obsadą. Pokazuje los Mazurów, jaki ich spotkał po wejściu Armii Czerwonej na tereny Prus Wschodnich. Niektóre sceny są bardzo drastyczne, ale doskonale oddają to przez co przeszła miejscowa ludność od czasu przejścia frontu do wysiedleń. Wszystkim zainteresowanym gorąco polecam. Podobnie było i w Naszych okolicach. Oprócz gwałtów, mordów, rabunków czy podpaleń w Górkach powstał obóz pracy dla Niemców, który działał ok. 2.5 roku do czasu pierwszych wysiedleń.  Ponadto wielu Niemców (kobiet i mężczyzn) wysłano na Sybir na okres kilku lat ciężkich robót. Należy tu też wspomnieć o samej ewakuacji -ucieczce, podczas której poniosły śmierć tysiące cywilów. W zasadzie wydarzenie to  zasługuje na oddzielny temat.

  Po zakończeniu II wojny światowej ok. 11 milionów dzieci zostało sierotami. A ile poniosło śmierć?! Dużo się mówi, że każda wojna jest zła i okrutna. Są to stwierdzenia ogólne, między innymi takie historie jak powyższa docierają do ludzkiej świadomości. Uważam, że o takich wydarzeniach powinno się mówić, pisać i pokazywać jak najwięcej. Mają być przestrogą dla następnych pokoleń.



P.S.

Składam serdeczne podziękowania, a zarazem

pozdrowienia dla Pana Piotra Rogowskiego  za 

wyrażenie zgody na opublikowanie listu.


Tekst opublikowany:
Ł. Rzepczyński, Żywe wspomnienia, [w:] Prowincja, Kwartalnik Społeczno Kulturalny Dolnego Powiśla i Żuław, red. L. Sarnowski i J. Ryszkowski, Sztum 2013, nr 4, s. 62-68.



   



niedziela, 23 grudnia 2012

Życzenia Świąteczne 2012




   Korzystając z okazji chciałbym życzyć radosnych świąt Bożego Narodzenia, rychłego spełnienia każdego marzenia. Ciepła, wiary i życzliwości Wszystkim odwiedzającym i czytającym... 

Łukasz Rzepczyński - autor bloga :-)








                                źródło: zbiory prywatne



Powyższa Szopka Betlejemska mogła zdobić domy lub mieszkania przedwojennych mieszkańców Kwidzyna w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Została zakupiona w księgarni Franz Böhnke Inhaber Richard Gründer, która mieściła się przy Markt 13 (Rynek).




Reklamowa etykieta na odwrocie Szopki

                                źródło: zbiory prywatne




wtorek, 20 listopada 2012

Sklep odzieżowy Ferdinand von Mogilowski


     

    Kolejnym  sklepem z asortymentem tekstylnym w Marienwerder był geszeft o nazwie F. v. Mogilowski.  

   Ferdinand von Mogilowski, otworzył swój biznes w Marienwerder prawdopodobnie pod koniec XIX wieku.  Jak podają książki adresowe z 1909 i 1912 roku, Ferdinand był właścicielem XIX wiecznej kamienicy w której na parterze mieścił się jego odzieżowy sklep. Owa Kamienica znajdowała się w samym sercu miasta, czyli przy Rynku,  pod numerem 15 (Markt 15). Stała pomiędzy jedną z kamienic Conitzerów (Markt 16) a budynkiem Reinholda Schaenske, w której znajdowało się w tym czasie Zachodnio Pruskie Towarzystwo Kredytowe - Westpreussische Creditverein (Markt 14). Tuż naprzeciw mieścił się neogotycki ratusz i jego nieprzeciętnie wysoka wieża, której niewielka pozostałość stoi do dnia dzisiejszego. Na zapleczu kamienicy znajdowały się oficyny i małe podwórze (takich właśnie miejsc brakuje mi w Kwidzynie, mimo że nie są estetyczne, ale za to posiadają swój niepowtarzalny urok). 

Plan Rynku (Markt)
zaznaczone są sklepy odzieżowe
w danym okresie (to jeszcze nie wszystkie!)

źródło: zbiory prywatne




Tak mniej więcej by to wyglądało
na tle z obecnych czasów

źródło: Google Earth



 Witryna sklepu była kilkukrotnie przebudowywana.  Główne wejście znajdowało się pomiędzy dwoma dużymi oknami wystawowymi.  Tuż z boku po prawej stronie były oddzielne drzwi prowadzące na klatkę schodową (sień) kamienicy.




Najstarsze mi znane ujęcie
fragmentu w/w budynku
około 1880 roku

źródło: zbiory prywatne






Fragment w/w kamienicy
1901 rok

źródło: "Bildband Stadt und Kreis Marienwerder"
zbiory prywatne





Wschodnia pierzeja Rynku
w kółku kamienica v. Mogilowskiego
około 1910 roku



źródło: zbiory prywatne





Lata 1910 - 1920

źródło: "Bildband Stadt und Kreis Marienwerder"




         W sklepie v. Mogilowskiego robili zakupy dawni mieszczanie oraz przyjezdni z całego powiatu i innych okolic. Można było tu zakupić tkaniny, bieliznę oraz towary produkcji własnej. Specjalnością firmy była sprzedaż, garderoby męskiej, konfekcji damskiej, bielizny oraz tkanin odzieżowych. Ponadto w ofercie sklepu były jeszcze: zasłony, tkaniny tapicerskie oraz maszyny do szycia niemieckiego producenta Seidel – Naumann z Dresna. O tym wszystkim możemy się dowiedzieć z poniższej reklamy z 1909 roku.




                     źródło: Pomorska Biblioteka Cyfrowa





Blaszka z logiem firmy,
znajdowała się na główce maszyny do szycia

                                          źródło: zbiory prywatne



      Rola Ferdinanda von Mogilowskiego jako właściciela kamienicy i sklepu kończy się przed 1917 rokiem. W książce adresowej z 1912 roku jego imię i nazwisko wymieniane jest po raz ostatni (dotyczy tylko jego osoby). Natomiast w książkach adresowych z lat 1917, 1921, 1926 i 1935 widnieje tylko Anna v. Mogilowski (z domu Sperling). Anna zaręczyła się z Ferdinandem 05.02. 1879 roku w Königsberg (Królewiec), po czym niebawem się pobrali i zamieszkali w Marienwerder. Wracając do sedna sprawy, zniknięcie Ferdinanda można by wytłumaczyć powołaniem do służby wojskowej. W 1914 roku wybuchła Wielka Wojna i jest duże prawdopodobieństwo, że v. Mogilowski poległ w walce na froncie. Jest to tylko moja hipoteza, ale bardzo realna. Przemawiają za nią jeszcze inne argumenty. Mniej więcej w tym czasie Anna sprzedała kamienicę wraz z firmą i pobierała rentę po mężu. Do połowy lat dwudziestych XX wieku mieszkała przy Rospitzer Str. 7b (obecnie róg ul. Hallera i 11-go Listopada). Po czym ponownie zamieszkała w dawnym mieszkaniu przy Markt 15, już tylko jako lokator. W literaturze niemieckiej natrafiłem na wspomnienia Elisabeth Kroll (z domu Scheanske), która była córką właściciela sąsiedniej kamienicy. Napisała, że Ferdinand v. Mogilowski zmarł w 1913 roku. Czyli krótko przed wojną. Wspomnienia te pojawiły się w 1983 roku. Być może tak było, ale już nie raz spotkałem się z małymi niejasnościami lub pomyłkami w wspomnieniach dawnych mieszkańców Naszego miasta. 

     Nowymi właścicielami firmy F. v. Mogilowski i całej nieruchomości zostali: Oskar Schidlowsky i Alma Mokinski. Nie zrezygnowali z nazwy sklepu, wręcz przeciwnie. Na wszystkich mi znanych anonsach reklamowych po 1912 roku zawsze dumnie widnieje napis F. v. Mogilowski i dopisek Inhaber (właściciel) Oskar Schidlowsky  / Alma Mokinski. Ferdinand pewnie musiał się cieszyć dobrą renomą wśród klientów. Mimo wszystko było to normalne zjawisko w branży usługowo – handlowej. Na  poniższych reklamach można dostrzec jak na przestrzeni lat był wprowadzany nowy asortyment do sklepu. Zapewne takie były wymogi lokalnego rynku oraz bardzo dużej konkurencji. 


Reklama z 1917 roku

Produkcja i sprzedaż modnej odzieży


                     źródło: Pomorska Biblioteka Cyfrowa



Reklamy z 1921 i 1926 roku

Zawsze wielka różnorodność w:
Damskich sukniach, męskich garniturach
Damskiej, męskiej i dziecięcej konfekcji
Wyroby bawełniane, bielizna
  

                     źródło: zbiory prywatne




                     źródło: Pomorska Biblioteka Cyfrowa



Reklama z 1926 roku

Tkaniny-, Produkcja- i Modne towary, Dziecięca konfekcja 
Produkcja eleganckiej garderoby męskiej wykonanej na zamówienie w ramach gwarancji na dopasowanie
Bielizna dla dzieci, kobiet i mężczyzn. 
Dywany, zasłony i obrusy.
Laski, Parasole
Futrzane kołnierze, futra, przybranie futrzane


                               źródło: zbiory prywatne



      W swoich zbiorach posiadam kilka przedmiotów, które mogłyby pochodzić ze sklepu F. v. Mogilowski. 

Oto kilka z nich :


 Wieszaczek 

                                źródło: zbiory prywatne
   



                                źródło: zbiory prywatne




Damska parasolka słoneczna,
ok. 100 - letnia

                               źródło: zbiory prywatne





Laska z małym szyldem

                                                 źródło: zbiory prywatne




Szyld, blaszka, emblemat...
z wizerunkiem zamku i częścią miasta.
U dołu napis: Marienwerder

                         źródło: zbiory prywatne





Laska

                                                         źródło: zbiory prywatne




                                     źródło: zbiory prywatne




Gorset damski

                                źródło: zbiory prywatne




Metka producenta gorsetu

Minna Krauer 
Königsberg

                                źródło:  zbiory prywatne





Fotografie ilustrujące przykładowe ubiory
 mieszkańców Marienwerder z minionej epoki

                  źródło: zbiory prywatne




                    źródło: zbiory prywatne




     Po 1926 roku ślad po firmie się urywa. Prawdopodobnie nie wytrzymała silnej konkurencji domów towarowych i innych sklepów o podobnym asortymencie lub kryzysu jaki był na początku lat trzydziestych.  Książka adresowa z 1935 roku udziela nam kilku istotnych informacji :

- pod adresem Markt 15 prowadził swoją dystrybucję kwiatów ogrodnik Richard Reinholz. Co widać na poniższej fotografii.

- w kamienicy pod tym samym adresem mieszkała Anna von Mogilowski

- właścicielem budynku była panna Selma Mokinski 




Około 1935 roku

                             źródło: "Bildband Stadt und Kreis Marienwerder"




Po wejściu Armii Czerwonej do Marienwerder w 1945 roku, nastąpiła zagłada całego Starego Miasta.



 Prace rozbiórkowe po pożarze
w/w kamienicy, w tle zgliszcza ratusza
1945 r.

                źródło: zbiory prywatne




2012 r.

                     źródło: zbiory prywatne




2012   -   1910

                     źródło: zbiory prywatne



Na koniec jeszcze kilka słów o rodzie von Mogilowski.

   W książce pt. Der Abgestorbene Adel der Provinz Preussen z 1874 roku natrafiłem na oto takie ciekawe informacje:

Mogilowo koło Sandomierza jest domem rodowym Jakuba von Mogilowski. W roku 1717 osiadł w nabytym majątku Salluschken w Prusach. Później nabył jeszcze kilka innych majątków w okolicy Niedenburg (Nidzica), podobnie jak jego brat. Jego synowie odbywali służbę wojskową w innej części Prus. W Prusach ta rodzina ile wiadomo, wymiera i nie wykazywała herbu Lubicz, ale następujący:  Herb-  w polu czerwonym za srebrnym płotkiem srebrny baran wyrasta, nad nim z hełmu w koronie  drugi baran rozwija.


  A w publikacji pt. Die Polnischen Stammwappen z roku 1904 jest również opisany herb rodowy.

Mogylowski (Mogilowski, Magilowski) – W polu czerwonym za srebrnym płotkiem  srebrny baran wyrasta, nad nim z hełmu w koronie  drugi baran rozwija.


  Niestety w obu publikacjach nie ma żadnej ilustracji przedstawiającej powyżej opisany herb, ale podczas swoich poszukiwań natrafiłem na jeszcze  bardzo ciekawe źródło. Jest to opracowanie autorstwa Jerzego Jamiołkowskiego (pewnie bardzo dalekiego krewnego Naszego Ferdinanda von Mogilowskiego). 

Pozwoliłem sobie zacytować jeden bardzo znaczący fragment.



(...) MOGILEWSKI vel MOGILOWSKI herbu Mogilewski. Herb - w polu czerwonym nad złotym lub srebrnym płotem pół kozła, nad hełmem w koronie pół kozła. Mają pochodzić z Mogilewa w woj. sandomierskim, zruszczonego juz w tych stronach skąd się przenieśli do Prus Wschodnich gdzie posiadali majątek Czerlin, Skotau, i in. Nieznanego imienia pułkownik wojsk pruskich um. w 1825 r.
W herbarzu Ostrowskiego jest jeszcze uwaga, że Mogilewscy podobno dawniej Lubicza używali (...)



Więcej jest na ciekawej stronce :-)

    Porównując powyższe teksty można zauważyć kilka różnic, między innymi w opisie herbu. Jednak jest dużo pokrywających się informacji. Dla wyjaśnienia majątki Czerlin i Skotau (obecnie Szkotowo) znajdowały się w pobliżu Niedenburg (obecnie Nidzica).

    W temacie tym  jest jeszcze wiele do wyjaśnienia. Nurtuję mnie kilka pytań, które nasunęły mi się podczas pisania tekstu. Na chwilę obecną nie jestem w stanie na wszystkie odpowiedzieć.